wtorek, 18 czerwca 2013

Lololol

Nie wiem co jej powiedzieć. Nie umiem być uprzejma bez względu na to ile myśli przelatuje przez moją głowę, jak wyglądają, jak się przez nie czuję. A powinnam. Powinnam być jak ludzie z depresją - udawać zadowolenie perfekcyjnie. (Nie, nie jestem chora na depresję). Przecież ona też może się ode mnie odwrócić. I w końcu to zrobi. A na pożegnanie powie, jaka to ja chamska, dziecinna, uparta... ozdobników można wymyśleć wiele. Co więcej, chyba są prawdziwe... Zapominam, ile razy była moją podporą. Zawsze ma humor, cierpliwość, jest po prostu świetna. Nie dorastam jej do pięt. Nie wiem jak znowu się odezwać. Przecież już nawet ona zapewne uważa mnie za zwykłego chama. Chętnie powiedziałabym jej wszystko powyższe. Tylko że to może pogorszyć sprawę.

wtorek, 12 lutego 2013

Znak mniejszości trzy trzy trzy

Ol ju nid is low iksde. Mam w nosie walentynki.

Pomyślałam sobie, że skoro już siedzę w domu 2 tygodnie, ogarnę bloga. Wypadałoby coś zmienić w wyglądzie, coby bardziej zachęcająco było.

Kończymy temat askefema. Gra niewarta świeczki? Może. Teoretycznie mam spokój. Tak naprawdę nic nie jest po staremu. Dostałam zdrowego kopa w niewymowną część ciała. Czuję, że konsekwencje mojej głupoty będą się za mną ciągnęły w tej budzie do końca. Gra niewarta świeczki. Gra niewarta świeczki.

Uwaga uwaga, mam internetokoleżankę. 'Taką na poważnie'. (Czuję, że ten blog robi się coraz bardziej do dupy, a nawet się dobrze nie rozkręcił. Coś z tym trzeba zrobić). Bodajże od lipca, a od listopada nie wyobrażam sobie tygodnia bez rozmowy z nią na fejsbułce/ w innym miejscu w internecie/ w esach. Aż walnę cytat z pamiętnika, tam powinno się znaleźć coś, co by dosadnie określiło naszą... relację. Bo wciąż nie wiem, czy można to nazwać przyjaźnią.

*przerzuca kartki*

Eureka!

Wiem, że nie mam zdolności pisarskich ;__;

 ''13 stycznia
 Sytuacja z Iks wydaje mi się coraz bardziej absurdalna. Tak, absurdalna. Piszemy ze sobą od lipca. Czyli jakieś... niewiele ponad pół roku. Od listopada prawie non stop. Od listopada też stałyśmy się dla siebie ważne. Przynajmniej ona dla mnie. 
I co? I nic.
Miło mi się z nią rozmawia. Stałam się dla niej kimś w rodzaju powierniczki. Problem w tym, że boję się, że nie spotkamy się nigdy i nasza relacja po prostu się rozpadnie. Albo gorzej - nie rozpadnie się, ale straci sens. A tego bym nie chciała. ''



No tak, odległość to problem. Jestem dumną mieszkanką centrum Polski, części wychodzącej na południe, ona żyje sobie nad Bałtykiem.
  Nie znam osoby z dziwniejszym poczuciem humoru i bujniejszą wyobraźnią. Zamiłowanie do psychopatów też jest. Skubana wpłynęła na mój gust muzyczny. Przede wszystkim więcej metalu.
Zaczynamy rozmawiać na poważniejsze tematy. Depresja, próby samobójcze. To jest jakoś powiązane z jej życiem, z moim życiem. Feralny ze mnie osobnik. Wiem, że mi ufa. Bardzo mnie to cieszy.
Czasem myślę: ''A może spotkałam przyjaźń?'' Coś w moim życiu się spieprzyło, jeśli o tą sferę chodzi. Już nie nazywam każdej bliższej koleżanki przyjaciółką. Niedługo okaże się, że jestem samotna, bez żadnej bratniej duszy. Jest, jest ktoś taki. Już 4 lata byczy się na Wyspach, heljea. Myślę jednak, że z Polską łączy ją tylko rodzina, więc i ja. A i to przyjmuje z niechęcią.

 Metallica - One

piątek, 25 stycznia 2013

salty tears, it's three in the afternoon


Nie wiem, jak zacząć. Nie wiem, czy w ogóle chcę zaczynać. Nie wiem, czy to, co się dzieje wokół mnie i we mnie, jest jeszcze normalne.

To trwa od jakichś dwóch tygodni. W ostatnich dniach zaczęło mnie przerastać, a dzisiaj nerwy puściły. Wypłakałam się w rękaw przyjaciółki, a najgorsze że wcale mi nie ulżyło. Chciałabym jeszcze popłakać. Może łez było za mało?

Poprosiła, żebym po skończonej lekcji została. Przez 45 minut ściskało mnie w żołądku, starałam się nie patrzeć na twarze koleżanek pełne niepokoju, a wręcz przerażenia. Po dzwonku zostałyśmy w klasie same: ja siedząca przy ławce ze złożonymi dłońmi i ona przy swoim biurku. Niby taka jak zawsze, ale jednak inna. Nie chcę wymieniać jej nazwiska czy imienia. 

Zaczęła mówić. Padały kolejne zarzuty i groźby. Przez 10 minut wykrztusiłam tylko, że żałuję. Więcej nie dała mi powiedzieć. Wiedziałam sama, że moje słowa nie są nic warte, zwłaszcza że nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Zastanawiałam się, dlaczego cały ten jad i żółć zostały wylane tylko na mnie. Nie chciałam jednak być 'kablem', nie chciałam wypowiedzieć nazwiska żadnej z tych, które brały ze mną udział w tej dziecinadzie, bo są dla mnie zbyt ważne.

Za drzwiami czekała na mnie O. Gardło zawinęło mi się w supeł, czułam wilgoć w oczach. Machnęłam ręką w kierunku schodów. W szatni rozpłakałam się na dobre. To był moment największego zdesperowania. 

W domu długo rozmawiałam z Alkiem na ryjbuku. Jest w rozsypce. W końcu jest jedną z osób, które poniosą konsekwencje. Powiedziała, że chce uciec z domu. Albo coś sobie zrobić. Nie, to bez sensu, musimy dać sobie radę, musimy powiedzieć o tym komuś zaufanemu. Wychowawczyni. Mart. Tata.

Część historii poznał, jutro pozna drugą. Liczę, że pomoże mi się z tego wygrzebać. Wiedziałam, że ta sprawa nie ucichnie tak szybko. I że jeszcze długo się nie skończy. Pocieszające są telefony i smsy od znajomych.

Źródło to poprzedni wpis, ja nie chcę mówić niczego wprost. 

piątek, 18 stycznia 2013

Fak da h8ers, czyli kto tu jest mądry?


Zabawiłam się w ask.fm i w żadnym innym miejscu w internecie nie trafiłam na tyle bezsensownych hejtów. To idealna strona dla tak zwanych hejterów, którzy zresztą bardzo często zapominają, że służy ona do zadawania pytań, a nie do poprawiania sobie samopoczucia stwierdzeniami typu: ''Jesteś zwykłą kurwą''.

Przez jakiś czas nie miałam z tym do czynienia, zresztą nadal te arcymądre stwierdzenia, które ktoś mi wysyła, nie są aż tak prostackie.

A później An zaczęła rozgłaszać na szkolnych korytarzach, że wzdycham do kolegi z 3 gimbazy, co nawiasem mówiąc jest wyssane z palca. Gorzej, na askefemie również. Żeby nikt nie zrozumiał mnie źle, to nie jest złośliwe. Mogę nazwać An przyjaciółką. Tyle że i tak mi zaszkodziło. Głupie żarty - zresztą nie tylko ze mnie, ale także z O. - doprowadziły do bezsensownych pyskówek.

Po jakimś tygodniu na moim askefemie, oraz An i O., pojawiły się pytania, 'czy kocham tego, tego, a może jeszcze tamtego', nazwiska wszystkich oczywiście z 3 gimbazy. Później także 'jesteście pojebane/tragiczne/brzydkie', soł najs. I w tym momencie do tej historii wkraczają, delikatnie mówiąc, niezbyt przez nas lubiane, dupodajki z 2 i 3 gimbazy. Cytat by do bólu szczera An.

Natrafiłam na askefema jednej z nich. I poszło. An, O. i Kam zabawiły się w h8erów, czego skutkiem były wyzwiska rzucane na tym samym asku pod naszym adresem.

Co my robimy na tej w chuj bezsensownej wojnie na słowa? Czy naprawdę musimy w tym trwać i udowadniać, że nie damy się żadnej Dupodajce? Przecież ich opinia jest dla mnie nic niewarta. Kiedy znów rozmawiamy o tej sprawie, przychodzi mi na myśl - żałosne, absurdalne, śmieszne, głupie.

Każdy jest przecież mądry przez kabelek, każdy ma odwagę anonimowo rzucać mięsem. Hejterzy są bezkarni, bo bez twarzy, bez imienia i nazwiska. To jest właśnie jedna ze złych stron posiadania internetu. Mniejsza o to, że takie działania po prostu nie mają sensu, gorsze jest, że niektóre osoby potrafią one dotknąć do żywego. Ba, czasem doprowadzić do nieszczęścia...

sobota, 12 stycznia 2013

Kambek, a co.

W myśl powyższego hasła oto jestem na blogspocie. Znowu. Mimo że nikt na mnie nie czeka. Wspomnienia z okresu, kiedy wkręciłam się w blogowanie, bo sprawiało mi wielką przyjemność, są miłe. Czemu więc czegoś do nich nie dodać?

Ruszam w podróż po blogach, które pamiętam i które bardzo lubiłam. Teraz lubię jeszcze bardziej i staram się czytać regularnie. Staram się też olewać Matkę Naturę, która zrobiła mi głupiego psikusa, a jest nim śnieg. Masa śniegu. Mama na moje narzekania ciągnące się od rana odpowiada: ''Przecież jest zima!'', a mnie żadna zima nie obchodzi. Miała być ciepła. Bez mrozu i przemoczonych kurtek.

Ogarnę się. Obiecuję.